Menu belki

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pies. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pies. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 15 maja 2018

Pongo

Pongo,Grubcia, Molly ...
Mamy nowego psa..
Po latach,kiedy żal po Redzie nieco ucichł w nas,
postanowiliśmy o przygarnięciu do naszej rodziny nowego labradora.
Pongo pochodzi ze schroniska.
To dorosły pies.
Ma ok. 6 lat.
Długo trwała jego aklimatyzacja w kolejnych nowych warunkach.
Jego lęki,uśpione, dają czasem znać o sobie.
Np. wyjazd na 5 dniowy weekend spowodował powrót traumy i
pojawiły się ospałość,lękliwe zachowania oraz utykanie na łapy.
Konieczna była na wyjeździe wizyta u lekarza.
Po powrocie do domu samopoczucie wróciło do normy.

Trzeba było go odchudzić,
bo rasa ta charakteryzuje się niesamowitym apetytem.
Nie przypilnowany potrafi zjeść przygotowane dla dziecka śniadanie z talerza.


Podobnie jak Reda uwielbia spać w łóżku.
Lubi długie spacery, na które wyprowadzany jest min. 2 razy dziennie.
Na szczęście nie tapla się w błocie jak kiedyś Reda.
Nie wraca śmierdzący do domu.
Nie ucieka z podwórza.

W gorące dni wygrzebuje sobie legowisko w chłodnym piasku.
Jest fajny, jak to lablador
a wnuczka ma w nim towarzysza.



Rok 2024
I nadszedł czas,gdy u Ponga odezwała się choroba,która dotyka tę rasę psów a więc dolegliwości kostno-stawowe. Powolutkumimo stosowanego leczenia i zabiegów rehabilitacyjnych, kończyły się spacery, potem samodzielne bezproblemowe wyjścia z domu, aż wreszcie biedny pies był wynoszony na rękach by załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Dobrze,że jego Pan a mój zięć był w tym czasie mężczyzną silnym i wysportowanym. Bardzo zbliżyli się wówczas ze sobą. Ich przyjażń przez lata zaowocowała teraz niesamowitym poświęceniem i oddaniem psu. O różnych porach doby wychodzil z psem na powietrze a w koncowej fazie wynosił go na rękach. I nadszedł dzień, kiedy należąło podjąć tę ostateczną decyzję. Stało się to w maju 2024 roku.

W międzyczasie nastała era psedolabradorki Grubci,która została przyjęta do domu po rozbiciu nielegalnej hodowli psów i cieszyła się wolnością u boku Ponga przez pewien czas oczekując na nowy dom. Była psem po strasznych przejściach jakich doświadczyła w stodole poprzednich wlaścicieli... Tragedia...tragedia jaką mogą ludzie wyrządzić psom.Po niespełna roku znalazl się taki przyjazny dom,gdzie dwóch chlopców polubiło ją i serdecznie się nią zajęło. Mieliśmy kontkt z ta rodziną i opiekunami Grubci. Zrobili z niej tam "Pączka w maśle" ale coż ,choc to tez krzywda dla psa to chłopcy-opiekunowie nie mogli jej nie dogadzać w ostatnich latch jej życia.
W międzyczasie Grubcia była hołubiona w naszym domu razem z Pongo.
















Aktualnie teraz panuje era psedolabradorki o imieniu Molly,która w naszym domu była już od pewnego czasu,od kilku lat dokładniej.
Została zaadoptowana po rozbiciu nielegalnej hodowli psów i cieszła się wolnością u boku Ponga i kochającej ją rodziny.Teraz Molly jest w domu sama...nie towarzyszy jej żaden pies... to spokojna i miła suczka,która na powitanie biegnie do nas w podskokach na czterech łapach. Jest przesymptycznym psem,któremu zaczyna doskwierać genetyczna choroba tej rasy. Trudno patrzeć jak się zbiera by wstać oszczędzając przedni staw...potem jest już dobrze...
Molly...Molinka lubi spędzać czas na podwórzu gdy tylko ktoś jej towarzyszy...lub śpiąć nie na swoim legowisku ale na fotelu lub kanapie w pańskim domu.Ma na to pozwolenie Jest kochanym członiem rodziny.





<< Powrót do strony głównej

wtorek, 26 kwietnia 2016

Psia dola - wspomnienie o Redzie





REDA to członek naszej rodziny od ponad 3 lat.
Przyniesiona do domu w koszyku z czerwoną kokardą na szyi wyglądała niesamowicie przymilnie,była gwiazdkowym prezentem dla nas wszystkich
Przeszła wiele w swoim psim życiu a my razem z nią też dużo,łącznie z 2 ciążami urojonymi i konieczną sterylizacją,kleszczami,skaleczonymi łapami,ucieczkami na błota itp.
Ale to wyjątkowy pies tak jak wyjątkowa jest ta rasa.
Idealny do dziecięcych pieszczot i późniejszych zabaw.
Choć bywa nam trudno pogodzić się np. z jej pragnieniem kąpieli w każdej kałuży,taplania się w każdym napotkanym błocie,
podgryzaniem gałęzi krzewów w moim ogrodzie(wrrr..),uznawaniem moich donic z kwiatami za jej zabawki (wrrr....)
no i dwukrotnym w ciągu roku gubieniem sierści (łoo jeżu kolczasty ile tego się "szwęda" po domu?)to zawsze obcowanie z nią daje nam wiele radości.




Jest śpiochem ale również uwielbia biegi,kąpiele w "dużej "wodzie i zabawy z każdym innym psem.
Zobaczcie sami czyż nie emanuje z niej wielki spokój i radość???!!!











Spać lubi wszędzie ,o każdej porze,długo i zawsze jak nie ma się z kim pobawić.
Ale pozostaje czujna,każdy powrót do domu jest okazją do szaleństw,wtedy skacze wysoko w górę odbijając się na czterech łapach jak piłka, co przy jej tuszy jest niezwykle zabawne.

Jest niezwykle wrażliwa na dźwięk otwieranych/zamykanych drzwi lodówki.
Nigdy nie udało mi się skorzystać z lodówki w taki sposób by sunia nie przyszła do mnie.
Siada wóczas na pupie i maślanymi oczami wpatruje się we mnie lub w każdy ruch moich dłoni mając nadziję na niespodziewany kąsek.
Kocha jazdę samochodem do tego stopnia,że wskakuje do niego podczas wprowadzania samochodu do garażu.
Byleby tylko się przejechać...ale ma to związek z wypadami na dłuższe spacery w pobliże lotniska.
Jest tam dowożona a potem jak podczas każdej zabawy "hulaj" dusza...
Słodka psinka....



Pewnego dnia zauważyliśmy,że Reda kuleje.
Wizyta u lekarza,pzreświetlenie ,badania krwi i diagnoza ..straszna.
Szokiem była dla nas sama choroba bo przez miesiąc leczona była najpierw na zwyrodnienie stawu w lewej łapie,kulała.
podczas gdy błyskawicznie pokaząły się widoczne gołym okiem zmiany w prawym barku,przestała wchodzić po schodach,coraz mniej jadła,najchętniej z ręki,dużo spała na podwórzu i w ogrodzie .
Była znoszona i wnoszona na rękach do mieszkania,niesamowicie szukała fizycznej bliskości z nami.
Nie wyobrażałam sobie momentu gdy trzeba będzie podjąć decyzję o jej uśpieniu... nie wyobrażałam.

Obserwowaliśmy jakieś galopujące tempo postępu tego choróbska.
Pewnie,że życia chorego człowieka nie można porównywać do chorego zwierzęcia ale żal też jest ogromny i patrzeć też trudno na los chorego psa.Żal też jest bolący jakiś taki,ściskający za gardło i serce.

Uśpiliśmy ją ....
Reda miała niespełna 10 lat i raka kości,nie było szans na nic.
Choroba trwała 2 miesiące,3 tygodnie podawaliśmy leki uśmierzające ból ale było coraz gorzej i bez szans.
To było traumatyczne przeżycie dla nas.
Uśpiliśmy ją,kiedy nie mogła już podnieść się z posłania a mąż nie miał już sił znosić ją z piętra do ogrodu.
To był niesamowicie smutny lipcowy dzień 2013 roku w naszej rodzinie....

Dziś pozostaje wspomnienie kochanego psa,członka naszej rodziny...



<< Powrót do strony głównej
<< Powrót do FOTOLEKSYKONU